Kinezyterapia w walce z kolagenozą - sukces

Dziś opowiemy o tym jak Nasz Kinezyterapeuta poradził sobie z niezwykle trudnym 
przypadkiem. Trafiła do niego osoba ze szpitalnym rozpoznaniem kolagenozy,  rumienia 
tocznego i neuropatii. 
Ale zanim dojdziemy do szczęśliwego końca przedstawmy historię choroby.

Tam na nogach, z powrotem na noszach
Pani Ewa spędziła w szpitalu trzy miesiące. Mimo, że dotarła tam o własnych siłach, 
do domu wróciła na noszach. W szpitalu już po tygodniu zaczęto ją wozić na wózku 
bo przestała chodzić. Przez półtora miesiąca miała temperaturę 40 stopni.

Diagnoza
Wyrok brzmiał: kolagenoza, rumień toczny układowy -  nieuleczalna chorobą tkanki 
łącznej. Pierwszymi objawami pogarszania się stanu zdrowia były u Pani Ewy: opuchlizna nóg i dłoni, drętwienie nieustające rąk, zesztywnienie całkowite palca wskazującego (stał się zimny), opadanie stóp. Lekarze dwa lata ją diagnozowali i nie mogli wykryć, co jej .jest.
Następne objawy to: ból mięśni nóg, bóle rąk i stawów, kłucia w klatce piersiowej, 
pogorszył się oddech,  występowały zaburzenia ciśnienia tętniczego, mięśnie nóg 
(szczególnie łydek) stały się wiotkie, przestały się napinać.  W moczu pojawiło się za dużo białka. OB wysokie: 148,  przy wypisie ze szpitala OB 56, leczono ją farmakologicznie i środkami obniżającymi ciśnienie. 

Badanie Kinezjologa
Pan Zbigniew zbadał pacjentkę trzy dni po jej powrocie ze szpitala, potem przeprowadził wywiad.
Tak opisuje swoje obserwacje: 
"Podczas pierwszego naszego spotkania dokonałem pomiarów napięć i oceny sprawności rąk i nóg oraz sprawdziłem jakie chora może wykonywać ruchy tułowiem, w jakich pozycjach potrafi utrzymywać równowagę i czy potrafi świadomie napinać określone partie mięśni.
Stwierdziłem zablokowanie w głowie stref opisanych przez prof. Garnuszewskiego jako:
motoryczna /ruchowa/ naczyniowo-ruchowa, czuciowa, apraksji i równowagi. Stwierdziłem brak czucia w stopach i łydkach. Pani Ewa nie mogła napiąć mięśni łydek, poruszać w ogóle stopami ani  palcami stóp. Traciła równowagę idąc w „balkoniku’, przesuwała nogi ale ich nie podnosiła.
Samodzielnie nie chodziła.
Do tego całkowite osłabienie siły rąk. Brak czucia w porażonych częściach kończyn.
Sprawdzałem aparatem. Nic nie czuła w skali do 10-ciu. Objawy neuropatii. Silne stany nerwicowe, ciągły niepokój, „co ze mną będzie?” Zaburzenia snu. W stawach barkowych, biodrowych, łokciach i kolanach była ruchomość ale też zmniejszenie wrażliwości na ból.

Pierwsza terapia
Po zasileniu i przywróceniu minimalnego napięcia w systemie nerwowym pani Ewa wykonała pierwsze ćwiczenie mające poprawić ruchomość klatki piersiowej. Ćwiczenie to wykonała siedząc. Po chwili zaczęła ziewać. Zlokalizowałem bolesne stwardnienia. Najbardziej bolesny okazał się guz między łopatkami, zmierzyłem jego napięcie i po kolejnym ćwiczeniu chora powiedziała, że już ból jest inny, łagodniejszy. Pokazałem matce gdzie i jak ma ją masować. Przeprowadziłem wiele ćwiczeń w pozycji siedzącej  i leżącej kontrolując czy poprawiają się wyniki pierwszego pomiaru. Ma niewielki, ale widoczny garbik, jest pochylona w odcinku piersiowym.
Zasilam receptory ręki, sprawdzam napięcia, Pierwszy sukces gdy  każę jej oprzeć sparaliżowany palec na krawędzi stołu a następnie wykonać polecenie: zgiąć. Była nieprawdopodobnie zdziwiona gdy wykonała polecenie: ruszyła sparaliżowanym od miesięcy palcem wskazującym. Kilkakrotnie powtórzyła to ćwiczenie.
Pokazała matce, która była radośnie zdziwiona skutecznością mojej terapii.

Następnego dnia
W następnym dniu była już w lepszej formie. Dowiaduję się, że ćwiczyła, zapamiętała, co i jak ma wykonywać i na co zwracać uwagę. Łatwiej przychodzi mi prowadzić zabieg, jest spokojniejsza. Odnoszę wrażenie, że fizycznie zaczyna być sprawniejsza. Nic nie mówi o zmęczeniu, osłabieniu. Pod koniec spotkania kilkakrotnie sprawdzam czy jest przepływ energii w łydkach. Od kolan obydwie nogi były przecież sparaliżowane. Ale oto i kolejny sukces. Ruszyła wyraźnie stopą go góry. Ze zdumieniem /matka i mąż/ obserwowali coś, co dla nich graniczyło z cudem.
Po ponownych zasileniach i próbach przywrócenia napięć, w łydce i stopie, ruchy stawały się coraz wyraźniejsze, jednak nadal brak było czucia w stopach. Dalej nie wykonywała ruchów palcami. Poprawiła się ruchomość prawej stopy do 30 procent normy. W dalszym ciągu jest jednak przekonana o nieuleczalności swojej choroby. Lewa dłoń często jej jeszcze bezwładnie zwisa. Ustąpił natomiast przykurcz palców dłoni, zniknęła bruzda przechodząca przez środek dłoni.

Kolejne spotkania
Kolejnym spotkaniom towarzyszyły kolejne sukcesy. Ruszała już palcem wskazującym a nawet zaczęła go zginać, ale niestety pozostałe palce były skurczone, podwinięte i nic z nimi nie mogła zrobić. Nie potrafiła ich nawet z pomocą męża wyprostować. Najpierw zmierzyłem czy dochodzi energia, przywróciłem napięcie w palcach potem rozpoczęliśmy ćwiczenia. Kiedy już wynik osiągnął dolną granice normy, wyprostowała palce, co zademonstrowała, kładąc na stole wyprostowaną dłoń!!!! 
To podbudowało ją bardzo psychicznie. Pierwszy raz zobaczyłem uśmiech na jej twarzy, nie zniknął nawet wtedy, gdy mówiła, "ale mnie dopadła choroba".

Sukces na horyzoncie
Wkrótce zaczęła chodzić po mieszkaniu bez pomocy, już nie w balkoniku, ale o lasce. Ma  już rower rehabilitacyjny - taki, jaki zalecałem. Kilkakrotnie na nim dziennie ćwiczy. Poleciłem by otrzymała też ortopedyczne obuwie z usztywnieniem na stopę. Któregoś razu matka powiedziała, że córka po raz pierwszy smarowała chleb i zrobiła dzieciom śniadanie. Moja pomoc dobiegła końca. Dzisiaj zrobiliśmy próbę. Trzymana pod rękę zeszła ze swojego pokoju z I piętra na dół po schodach. Od jutra będzie do niej przychodzić rehabilitant i masażysta..
Po dwóch tygodniach gdy spotykaliśmy się, mówi, że czuje się zdecydowanie lepiej. "Zmywam naczynia w kuchni, sprzątam, wycieram kurze, robię dzieciom kanapki czego dawniej nie robiłam. Z równowagą jest dobrze na 95 %. Dzisiaj byłam u lekarza na badaniu kontrolnym, kazał mi odstawić lekarstwa na miesiąc. Zalecił natomiast bym rozpoczęła stymulację elektryczną." Wyraziłem swoje zdanie negatywne o tej formie terapii.
Bardzo się cieszy bo sprawdza się moja opinia, że jeżeli spadnie OB oznaczać to będzie zatrzymanie choroby. Jest duża poprawa, OB zmniejszyło się do 36. Po kilku tygodniach dowiedziałem się, że ma bardzo dobre obuwie i że wychodzi na spacery w towarzystwie męża. 

Nieuleczalna?
Bardzo mnie to ucieszyło i podbudowało, zwłaszcza kiedy  zapytałem swojego syna - lekarza: co to jest za choroba - ta kolagenoza? Odpowiedział mi: niech się tata nią nie interesuje - nieuleczalna.
Nie skorzystałem z rady, przypadków kolagenozy w swej praktyce miałem więcej. Czasami wystarczyły 2-3 spotkania aby odwrócić bieg tej podobno nieuleczalnej choroby.



Komentarze

  1. Najważniejsza jest prawidłowa diagnoza, dopiero wtedy można liczyć na wprowadzenie skutecznych metod leczenia i poprawę stanu zdrowia. Czytałam ostatnio na tej stronie na czym polega termolezja i jakie schorzenia można w ten sposób wyleczyć. Wiele chorób nie wymaga leczenia operacyjnego, dobrze że są inne skuteczne metody.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz